Książka dzieciństwa - opowiada Liliana Poszumska
Książka dzieciństwa to cykl, w którym blogerzy oraz autorzy książek opowiadają o swoich lekturach z dzieciństwa. Wspominają, co czytali, co wywarło na nich największe wrażenie oraz co ich zainspirowało w przeczytanych książkach. Dzisiaj na blogu Rudym spojrzeniem opowie o swoich książkach dzieciństwa Liliana Poszumska, współautorka książki Czy leci z nami królik, czyli podróże pewnej rodziny oraz Toros bravos sueltos.
Moje
dzieciństwo, czyli okres mniej więcej do klasy maturalnej, jawi mi się jako
czas niczym niezmąconego i niezakłóconego czytania książek. Połykałam wszystko,
co stanęło na mojej drodze, zarówno z lektur szkolnych, tych obowiązkowych i
uzupełniających, jak i pozycji polecanych przez rówieśników czy rodzinę.
Zdecydowanie królowała, i chyba do dziś króluje, w mojej biblioteczce klasyka.
Pamiętam jak w siódmej klasie podstawówki z wypiekami na twarzy czytałam
podsunięte mi przez mamę Quo Vadis H.
Sienkiewicza, a rok później odkryłam Trylogię,
z której Potop przeczytałam w jedną
noc, w dodatku leżąc w wannie, bo tylko w łazience mogłam ukryć się przed ponaglającymi
do spania rodzicami, a światło w niej zapalone nie przeszkadzało spać
pozostałym domownikom. Potem przyszła kolej na Mickiewicza, którego jestem
absolutną fanką i rekordzistką. Pana
Tadeusza przeczytałam trzynaście razy za każdym odkrywając w nim coś
nowego. Nie na darmo przecież jest to nasza epopeja narodowa!
Potem przyszedł
czas na Reymonta i Żeromskiego, na Dumasa i Kafkę, ale także i na Rowling i
Tolkiena. Tych ostatnich czytałam już na pierwszym roku studiów. Pamiętam jak
zaśmiewałam się do rozpuku w tramwaju linii nr 3, który wiózł mnie co rano na
zajęcia na Wydziale Anglistyki UŁ, czytając przygody Harrego Pottera i jego
przyjaciół. Pamiętam też dozgonną miłość, którą darzyłam i do dziś, mimo prawie
czterdziestu lat na karku, darzę Aragorna.
Wracając
jednak do wcześniejszych lat mojego dzieciństwa, to gdybym miała wskazać te
kilka książek, które pamiętam do dziś, bowiem odcisnęły na mnie swoje piętno i
na zawsze pozostawiły ślad w mojej młodej pamięci, to wymieniłabym bez wahania
trzy ulubione pozycje, znów z kategorii nieśmiertelnej klasyki, i tę jedną,
jedyną, przez którą nie przebrnęłam do dziś, to byłoby to:
1. Tajemniczy
ogród (ang. The Secret Garden) – powieść
obyczajowa autorstwa Frances Hodgson Burnett, po raz pierwszy
opublikowana w 1911
roku. Przeczytałam ją w wieku 8 lat i absolutnie się w niej zakochałam. Jest to
jedna z tych książek, które bez reszty rozbudzają i rozwijają wyobraźnię.
Pamiętam jak zamykając oczy widziałam i ogród i furtkę i schorowanego Colina.
Być może mojej wyobraźni pomagał fakt, że mieszkaliśmy wówczas w domu z dużym
ogrodem, a furtka w tylnym płocie, zarośnięta przez tuje, prowadziła i do dziś
prowadzi do ogrodu sąsiadki, starszej pani, naszej przyszywanej babci.
A może
po prostu, jest tak świetnie napisana, że od ponad stulecia rozpala wyobraźnię
młodszych i starszych czytelników. Niemniej jednak, przygody Mary, Dicka,
Colina i ogrodnika Bena to opowieść o przyjaźni, która potrafi czynić cuda i o
wierze, która przenosi góry. Klasyczny temat, uniwersalne prawdy,
wielowymiarowość bohaterów sprawiają, że Tajemniczy ogród to książka, którą
można czytać w zarówno w wieku 10 jak i 20 lat, na każdym etapie odkrywając w
niej coś innego.
Są tacy, którzy twierdzą, że książka jest za ciężka i za
trudna jak na to, by czytać ją w podstawówce i, że w pełni docenić ją można na
późniejszym etapie życia. Jednak bez względu na to kiedy, warto odkryć dla
siebie swój własny tajemniczy ogród.
2. Podróż za jeden uśmiech – powieść Adama Bahdaja z 1964 roku to klasyka awanturniczego gatunku. Jest to pozycja
obowiązkowa każdego szanującego się podróżnika. Czytając ją, nie miałam
pojęcia, że kiedyś sama będę podróżować i to niejednokrotnie za jeden uśmiech.
Co więcej, ilekroć w późniejszych latach jechałam do Międzywodzia na obóz
harcerski wspominałam przygody Poldka i Dudusia, którzy, mimo młodego wieku,
dotarli tam sami z Warszawy i to autostopem!
Książka kilka lat pod wydaniu doczekała
się ekranizacji na małym i dużym ekranie, a w role głównych bohaterów wcielił
się m.in. Filip Łobodziński, nasza dzisiejsza wyrocznia w przedmiocie, co warto,
a czego nie warto czytać! Podróż za jeden
uśmiech zdecydowanie warto przeczytać lub podsunąć do przeczytania dziecku,
aby rozbudzić w nim ciekawość świata, odwagę i chęć od podróżowania, nawet mimo
niepowodzeń czy przeciwności losu. Pod warunkiem, jednak, że ma się dobrego
kompana, takiego jakim dla Dudusia był Poldek. Towarzystwo w podróży bowiem to
sprawa kluczowa. Wierzcie mi, wiem, co mówię.
3. Dzieci z Bullerbyn (szw.
Alla vi barn i Bullerbyn), napisane przez szwedzką pisarkę Astrid
Lindgren w 1947 roku. Kolejny absolutny klasyk i pozycja
obowiązkowa dla wszystkich milusińskich. W książce dziewczynka o imieniu Lisa
opowiada o przygodach swoich i innych dzieci z osady Bullerbyn, składającej się
z trzech Zagród, Środkowej, Północnej i Południowej. Jak ja marzyłam o tym,
żeby mieć tylu przyjaciół, tyle dzieciaków obok siebie! Na wsi, na którą
przenieśli się moi rodzice, gdy ja miałam 8 lat, mieszkało zaledwie 200 osób, a
dzieciaków w moim wieku było jak na lekarstwo.
Popołudniami, gdy wracałam ze
szkoły w mieście, nie miałam się z kim bawić. Zazdrościłam Lisie jej
przyjaciół, z którymi spędzała całe dnie. Marzyłam o przyjaciółce, z którą
mogłabym wymieniać listy, przeciągając je na sznurku rozpiętym miedzy oknami
naszych domów. Niestety, pozostawały mi tylko te książkowe przyjaźnie, a
dzieciaki z Bullerbyn były wśród nich.
Potem, osada Sevedstorp niedaleko
miasteczka Vimmerby
w którym urodziła się Astrid Lindgren, znalazła się na trasie naszej podróży po
Skandynawii. Do dziś można oglądać tam dom, w którym pisarka spędziła
dzieciństwo. Polecam wszystkim i książkę i podróż do Szwecji, tylko koniecznie
w takiej kolejności!
4. O krasnoludkach i sierotce Marysi Marii
Konopnickiej to jedyna książka, przez którą nie przebrnęłam w dzieciństwie i do
której nie wróciłam jeszcze w dorosłym życiu. Poddałam się na etapie
rozpoznawania wiosny przez kronikarza króla Błystka. Nie jestem z tego powodu
jakoś szczególnie dumna, wręcz przeciwnie, napawa mnie lekkim wstydem fakt, że
zbuntowałam się już przy pierwszej szkolnej lekturze w wieku siedmiu lat, ale
za to później nadrobiłam te braki z nawiązką czytając i to czasami nawet po
kilka razy inne pozycje tej wyśmienitej pisarki. Mam nadzieję, że jeszcze
kiedyś dane mi będzie zaprzyjaźnić się z Marysią i jej krasnoludkami. Może za
dwa lata przeczyta mi je moja córka Gabi i tym samym historia zatoczy koło…
Liliana Poszumska
Komentarze
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi przemyśleniami na temat wpisu. Dziękuję za komentarz:)