Gruzińska gościnność
Gościnność
i serdeczność Gruzinów jest już w Polsce znana, ale warto o niej wspominać przy
nadarzających się okazjach. W kontaktach z nimi nie istnieją bariery
komunikacyjne. W niczym nie przeszkadza nieznajomość języka gruzińskiego czy
rosyjskiego. Z Gruzinem zawsze można się dogadać.
Już na spotkaniu organizacyjnym polubiłam
starszego, barczystego Pavle. Był niesamowicie serdeczną i ciepłą osobą. Natomiast
już w ramach spotkania zasadniczego, miałam okazję poznać kolejnych dziesięć
osób z Gruzji. Każdą z nich cechowała otwartość, radość życia i optymistyczne nastawienie do świata. Ten
wspólnie spędzony czas sprawił, że od tamtej pory rodził się w mojej głowie
plan podróży do tego, ciągle dla nas dzikiego i przede wszystkim egzotycznego kraju nad Morzem Czarnym.
Z
realizacją swoich marzeń musiałam wprawdzie poczekać kilka lat, ale w końcu się
udało. Na szczęście przez ten czas, który minął od mojego pierwszego spotkania
z kulturą gruzińską, zachowały nie tylko miłe wspomnienia, ale również kontakty
z kilkoma osobami, co niewątpliwie ułatwiło organizację wyjazdu. Każdy ze
znajomych chętnie pomagał przy organizowaniu mojej podróży. Chat na gmailu czy
facebooku rozgrzany był do czerwoności, gdy wspólnie planowaliśmy trasę lub
omawialiśmy warunki noclegowe i transportowe. W końcu nadszedł czas, żeby
wyruszyć w drogę.
Po
przyjeździe do Tbilisi, szybko przekonałam się o miejscowej serdeczności. Aby
mieć ułatwiony kontakt ze znajomymi, już pierwszego dnia zaopatrzyłam się w
gruzińską kartę telefoniczną. Po czym wystarczyła zaledwie jedna rozmowa, żeby Pavle
ze swoją żoną Teą, zaproponowali mi wspólną całodniową wycieczkę po Kartli i
Samcche-Dżawachetia. Każde z nich na co dzień ma masę roboty i weekend jest
jedynym momentem w tygodniu, który mogą spędzić ze swoją rodziną, a mimo to
poświęcili ten czas, aby pokazać mi piękno Gruzji. Było to bardzo miłe. Zresztą
nie tylko znajomi, ale również obcy ludzie sprawiali, że czułam się niemal jak
członek wielkiej rodziny.
Chętni do pomocy, serdeczni, skorzy do tańca, śpiewu
i czaczy (czyli gruzińskiej wódki). Zawsze udawało się im ze mną dogadać. Jak
nie po gruzińsku, to po rosyjsku, a jak tak nie wyszło, to na migi. Zauważyłam
również, że ich przestrzeń osobista jest dużo mniejsza niż ta, do której jestem
przyzwyczajona. A już na pewno różni się od tej obowiązującej w zachodniej
kulturze. Czasami, nie ukrywam, że mnie to onieśmielało, ale szczera radość na
widok gościa, jaka pojawiała się na ich obliczach, powodowała, że szybko
udawało mi się przełamać początkowe skrępowanie.
Spotkałam
wielu przyjaznych ludzi, ale w Gruzji serdeczność jest czymś tak naturalnym, że
aż dla nas, przyjezdnych, niezwykłym. Chce się tam wracać!
Jedno z miejsc, które chciałabym odwiedzić :)
OdpowiedzUsuńPolecam:) Warto pojechać, zobaczyć. Piękne miejsca, fantastyczni ludzie:)
OdpowiedzUsuńo proszę:)
OdpowiedzUsuńfajnie tam
bardzo fajnie:)
Usuń