[Plotki] Raz puszczone żyją wiecznie i naprawdę potrafią odebrać nie tylko spokój, ale i dobre imię (Martwy błękit – Krzysztof Bochus)
Pierwsza część przygód Christiana Abella (Czarnymanuskrypt), będąca jednocześnie debiutem Krzysztofa Bochusa, zaskoczyła mnie
swoja dojrzałością i dopracowaniem literackim. Czytelnik od razu dostał w swoje
ręce kompletny kryminał na wysokim poziomie. Z tego powodu oczekiwałam z
niecierpliwością drugiego tomu. Martwy błękit swoją premierę miał 27 września
2017 roku.
Christian Abell po zamknięciu sprawy brutalnego morderstwa w
Marienwerder wrócił do siedziby Kripo w Gdańsku. Niestety, wiosna 1933 roku
przynosi kolejną tajemniczą zbrodnię. W Sopocie znany żydowski kolekcjoner Saul
Rottenberg popełnia samobójstwo. Kilka dni później na plaży znalezione zostaje
ciało jego żony Adele. Śmierć wyznawcy Kabały wzbudza coraz większe
wątpliwości. Czy jednak nie było to morderstwo? Radca kryminalny podejmuje trop
w ogarniętym coraz większą niechęcią do Żydów Gdańsku i Sopocie.
Jak wspomniałam, Czarny manuskrypt, pozostawił mnie w pewnym
zachwycie czytelniczym, więc do lektury Martwego błękitu podeszłam już w
pewnymi oczekiwaniami i wysoko zawieszoną poprzeczką. Czy spełnił moje
wymagania? Zdecydowanie tak.
Bohater
Christian Abell to radca kryminalny, który niekoniecznie
idzie z prądem. Zresztą za trzymanie się własnych zasad w Czarnym manuskrypcie
ląduje w Kwidzynie. Tym razem może przesunięć lokalizacyjnych nie ma, ale… nie
zawsze jego przełożonym podobają się decyzje lub jego wnioski podczas
dochodzenia. To jednak jego konsekwencja, próba stania obok polityki i niechęć
do nazizmu wzbudzają we mnie ogromną sympatię.
Kobiety
Tych wydaje się, że nie brakuje w życiu Christiana, ale nie
jest on kreowany przez autora na Casanovę. Niewątpliwie wzbudza zainteresowanie
kobiet, ale sam dość chłodno podchodzi do tematu związków i głębszych relacji.
Jest jednak mężczyzną, który ma swoje potrzeby i chociaż nie są one
eksponowane, to można je zauważyć. W Martwym błękicie będzie się działo więcej
w tym temacie niż w poprzednim tomie.
Sopot lat 30.
Samo śledztwo i historia prowadzi bohatera uliczkami Sopotu
z lat trzydziestych oraz po zakamarkach portowych Gdańska. Szczególnie te
ostatnie są mroczne i skrywają wiele tajemnic. I tutaj do czegoś się przyczepię.
W końcu oczekiwania miałam wielkie. To, czego bardzo mi brakowało, to mapki
Sopotu (najlepiej kiedyś i dziś). Wprawdzie wszystkie ulice przetłumaczone
zostały z niemieckiego na polski, to znaczy oznaczone, jak nazywają się
współcześnie, ale bardzo by mi taka mapka pomogła w orientacji w terenie.
Oprócz głównych ulic, nazw większości nie pamiętam, ale ja po prostu pamięci do
nazw, ulic i dat nie mam.
Ten etap historyczny miasta jest szczególnie interesujący. Sopot przedstawiony zostaje jako centrum światowych spotkań, co pobudza jego intensywny rozwój. Dom uzdrojowy
oraz Hotel, w którym znajduje się dom gier to miejsca, które przyciągają
zagranicznych, bogatych gości. Krzysztof Bochus moim zdaniem swietnie oddał
klimat Sopotu.
W skrócie
Fabuła wciąga. Trudno się oderwać od książki i razem z
Christianem Abellem czytelnik poszukuje rozwiązania tajemniczych morderstw.
Dodatkowym elementem dodającym mroku jest niewątpliwie temat Kabały, który
wydaje się być kluczowym tropem. A gdzieś w tle można oglądać coraz bardziej
rozbudzone niechętne nastroje Niemców oraz rosnąca sympatia do NSDAP.
Wydawnictwo Muza
Komentarze
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi przemyśleniami na temat wpisu. Dziękuję za komentarz:)