Patrzę na to, co się na tym świecie dzieje, i włos mi na łbie się jeży… (Po własnych śladach – Mariusz Koperski)
Ostatnio czytam naprawdę dużo polskiej literatury. Mam to
szczęście, że trafiałam do tej pory na całkiem niezłe pozycje, po których nie miałam
uczucia, że tracę czas. Jedne były bardziej dopieszczone, inne mniej, ale czytało się je
dobrze. W przypadku książki Po własnych śladach Mariusza Koperskiego jest coś,
co ją wyróżnia. Czyta się ją świetnie!
W wigilię Bożego Narodzenia duży samochód terenowy wpada w
poślizg i wjeżdża w stojący na zakręcie
dom. Auto przygważdża domownika do ściany. Okazuje się, że kierowca miał
zmasakrowaną twarz i to nie z powodu wypadku. A kiedy komendant powiatowy
policji Sławomir Derebas dzwoni pod ostatnio wybierany numer w telefonie denata
słyszy zaskakująco znajomy głos.
Historia ma miejsce w zaśnieżonym Zakopanem. Nigdy nie byłam w tym mieście i znam je jedynie z opowieści lub wyobrażeń. Mariusz
Koperski pokazuje w swojej książce Zakopane z dwóch perspektyw: górala, który wyprowadził się do
Warszawy oraz osoby, która mieszka w mieście od kilku lat. Następuje tutaj zderzenie
dwóch różnych wyobrażeń: romantycznego oraz tego realnego.
Kryminalna zagadka jest ujęta w sposób nowoczesny. Nie chcę zdradzać szczegółów. Zaskoczyła
mnie nie tylko swoim rozwiązaniem, ale i pomysłem. Jest niebanalna, chociaż w zasadzie prosta. A autor od samego początku buduje
napięcie i atmosferę poprzez niedopowiedzenia. Akcja biegnie swoim torem, a czytelnik wciąż zadaje sobie pytanie: Kto i czy zabił?
Jednak tym, co najbardziej mnie zachwyciło to styl pisania.
Owszem historia jest ciekawa, wciąga, bohaterowie nieźle skonstruowani, ale
dzięki temu, jak ta książka jest napisania, dosłownie się przez nią płynie.
Muszę przyznać, że już dawno nie czytam tak lekko i szybko. Zdecydowanie ponad
przeciętną.
Wydawnictwo Astraia
Komentarze
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi przemyśleniami na temat wpisu. Dziękuję za komentarz:)