15 miesięcy Gałganka
Rośnie nam ten mały smyk jak na drożdżach, bo w ciągu ostatnich dwóch miesięcy może niewiele przybrał na wadze, ale za to sporo urósł. Teraz nosi praktycznie już wszystkie ubranka w rozmiarze 80 i to też zaczynają już być na styk. Co się dziwić, skoro je wszystko i chętnie. Jak widzi jedzenie, to zachowuje się tak, jakby cały dzień nic nie jadł. A i tak w porównaniu z rówieśnikami jest mały i drobny. Ma 78cm i waży 9800, więc nadal nie przekroczył 10 kg.
A co się zmieniło od ostatniego podsumowania życia Igiego? Mogę was zapewnić, że wiele.
Przede wszystkim Gałganek uczy się, czym jest tęsknota i rozstanie na kilka godzin dziennie z mamą. Jak bawić się w grupie rówieśników, zasypiać na leżaczku wśród innych dzieci, czy dzielić się zabawkami. We wrześniu skończyły się czasy spędzania razem całych dni, ponieważ wróciłam do pracy. A Igi rozpoczął swoją przygodę ze żłobkiem. Początki były trudne dla wszystkich, ponieważ Gałganek nie był przyzwyczajony to rozstań ze mną. Dużym wsparciem i pomocą w tym czasie okazał się dziadek Wojtek i mąż. Igor jednak dość szybko adoptował się w nowym miejscu. W rezultacie w poprzednim tygodniu (a trzecim w żłobku) płaczu już nie było, za to tańce i uśmiechy zarówno przy zaprowadzaniu, jak i odbieraniu malucha. Jestem z niego dumna, chociaż jako matka obserwuję go dokładnie w domu. Póki co nie widzę nic niepokojącego, wręcz już zauważyłam kilka nowych umiejętności. Zdrowie też na razie dopisuje, chociaż dzisiaj Igi jest w domu, bo złapał infekcję górnych dróg oddechowych. Chorób, po tym, jak opadły emocje związane z adaptacją, obawiam się najbardziej.
Poza tym po wakacyjnej przerwie rozpoczęliśmy kolejny kurs pływania i co niedzielę chodzimy na zajęcia na basen. Gałganek jak podjeżdżamy pod pływalnię ma wielki uśmiech na buzi, wyrywa się, popędza mnie i biegnie do szatni. W wodzie piszczy z radości, chlapie i nurkuje. Polecam wszystkim, bo można długo pisać o zaletach dla zdrowia, koordynacji dziecka, rozwoju fizycznego, ale to przede wszystkim może być świetna zabawa.
Ostatnio pisałam, że Igi zaczął chodzić, a dzisiaj biega, bo energii ma nadal mnóstwo. Coraz lepiej idzie mu samodzielne wchodzenie na różnego rodzaju przeszkody i schodzenie z nich - z tego powodu na spacerach najciekawiej jest przy schodach, a krawężnik to świetne miejsce do zabawy. Czasami jeszcze wyciągnie rączkę, aby mu pomóc, kiedy stopień jest za wysoki, ale generalnie wręcz odpycha pomocną dłoń. Pojawiła się też ochota na wyższe wspinaczki i różnego rodzaju akrobacje, które przyprawiają mnie i męża o zawał, na przykład po co siedzieć na pchaczu, jak można na jego siedzeniu sobie stać i machać łapką do rodziców. Dorósł też do rowerka i jeździ od czasu do czasu swoim harleyem po osiedlu.
Pogłębiła się u Gałganka fascynacja ciężkim sprzętem, a budowa za oknem sprzyja tej wielkiej miłości. Dzień rozpoczyna od sprawdzenia, czy dźwig za oknem już pracuje, czy przyjechała betoniarka, ciężarówka, koparka i spychacz. A ja w tym czasie mogę szybko wskoczyć w spodnie i podmalować oko. Po żłobku obowiązkowa stała się też wizyta w okolicach wspomnianej wyżej budowy, tym bardziej, że pogoda nas rozpieszcza i jest ciepło.
Nadal też wśród faworytów do zabawy są książeczki. Zbiór Igiego z każdym miesiącem powiększa się o kilka pozycji, a on cały czas niezmordowany czyta każdą po kilka razy. Za to ja modlę się, aby ta miłość została mu do końca życia. Mogę też pochwalić synka, ponieważ do tej pory nie rozerwał ani jednej kartki z książek (wyssał szacunek z mlekiem matki?).
Bardzo chętnie układa wieże z klocków - zarówno tych większych, gumowych, jak i malutkich. W ciągu ostatnich kilku dni urosły one z trzech elementów do ośmiu! Zaczyna też odróżniać kształty i kolory, więc teraz potrafi się bawić sorterem bez wsparcia rodziców. Igi w ogóle coraz więcej bawi się sam i wcale nas do tego nie potrzebuje.
W ostatnim czasie słownictwo Igiego ewidentnie się wzbogaciło. Zawsze dużo gadał po swojemu, ale teraz naprawdę wszystko rozumie, co się do niego mówi, potrafi wskazać niemal wszystko, o co się go zapyta, a do tego co chwilę uczy się nowych słów. Przede wszystkim są te dla nas najmilsze, czyli świadome tata i mama. Uczucie, kiedy po raz pierwszy słyszy się te słowa od własnego dziecka, jest bezcenne i niepowtarzalne. Zresztą kolejne razy są takie same, przywołują ogromną falę miłości. Poza tym naśladuje wilka, małpę, psa, kota, mysz, natomiast nadal jest cisza, kiedy pytam Jak robi krowa czy owca. Za oknem pokazuje dźwi (dźwig), na ulicy jeździ au (autobus), baa (koparka), chętnie je ban/m (banan. Ulubionymi słowami są tam i bam, które oprócz znaczeń dosłownych mogą być w słowniku Igiego słówkiem odpowiednio tak i betoniarką. Tak jak baba oznacza zarówno babcię, jak i babkę z piasku, foremkę do robienia babeczek. Ostatnio nieśmiało pojawia się dada (dziadzia), co pewnie jest efektem dwóch weekendów spędzonych u dziadków. Potrafi zrobić Warzyła sroczka kaszkę, chociaż czasami brakuje mu cierpliwości w zaginaniu kolejnych paluszków i już odfruwa.
Powoli Gałganek oswaja się z nocnikiem. Jako że jest ruchliwy, to nie potrafi za długo na nim usiedzieć, ale nie boi się go. Jak zrobi kupę to mówi ba, ba (fe,fe), pokazuje na pieluchę i prowadzi mnie do łazienki lub do sypialni (tam go przebieram), a w żłobku panią do przewijaka. Także jesteśmy blisko celu, ale jeszcze chwilę nam zajmie zanim Igi zawoła zanim zrobi coś do pieluszki. Kilka dni temu był ten pierwszy raz, a co dalej, zobaczymy.
Mam fantastyczne dziecko i zakończę na tym mój wpis, żeby was nie zanudzać, bo mogłabym pisać i pisać.
A co się zmieniło od ostatniego podsumowania życia Igiego? Mogę was zapewnić, że wiele.
Przede wszystkim Gałganek uczy się, czym jest tęsknota i rozstanie na kilka godzin dziennie z mamą. Jak bawić się w grupie rówieśników, zasypiać na leżaczku wśród innych dzieci, czy dzielić się zabawkami. We wrześniu skończyły się czasy spędzania razem całych dni, ponieważ wróciłam do pracy. A Igi rozpoczął swoją przygodę ze żłobkiem. Początki były trudne dla wszystkich, ponieważ Gałganek nie był przyzwyczajony to rozstań ze mną. Dużym wsparciem i pomocą w tym czasie okazał się dziadek Wojtek i mąż. Igor jednak dość szybko adoptował się w nowym miejscu. W rezultacie w poprzednim tygodniu (a trzecim w żłobku) płaczu już nie było, za to tańce i uśmiechy zarówno przy zaprowadzaniu, jak i odbieraniu malucha. Jestem z niego dumna, chociaż jako matka obserwuję go dokładnie w domu. Póki co nie widzę nic niepokojącego, wręcz już zauważyłam kilka nowych umiejętności. Zdrowie też na razie dopisuje, chociaż dzisiaj Igi jest w domu, bo złapał infekcję górnych dróg oddechowych. Chorób, po tym, jak opadły emocje związane z adaptacją, obawiam się najbardziej.
Poza tym po wakacyjnej przerwie rozpoczęliśmy kolejny kurs pływania i co niedzielę chodzimy na zajęcia na basen. Gałganek jak podjeżdżamy pod pływalnię ma wielki uśmiech na buzi, wyrywa się, popędza mnie i biegnie do szatni. W wodzie piszczy z radości, chlapie i nurkuje. Polecam wszystkim, bo można długo pisać o zaletach dla zdrowia, koordynacji dziecka, rozwoju fizycznego, ale to przede wszystkim może być świetna zabawa.
Ostatnio pisałam, że Igi zaczął chodzić, a dzisiaj biega, bo energii ma nadal mnóstwo. Coraz lepiej idzie mu samodzielne wchodzenie na różnego rodzaju przeszkody i schodzenie z nich - z tego powodu na spacerach najciekawiej jest przy schodach, a krawężnik to świetne miejsce do zabawy. Czasami jeszcze wyciągnie rączkę, aby mu pomóc, kiedy stopień jest za wysoki, ale generalnie wręcz odpycha pomocną dłoń. Pojawiła się też ochota na wyższe wspinaczki i różnego rodzaju akrobacje, które przyprawiają mnie i męża o zawał, na przykład po co siedzieć na pchaczu, jak można na jego siedzeniu sobie stać i machać łapką do rodziców. Dorósł też do rowerka i jeździ od czasu do czasu swoim harleyem po osiedlu.
Pogłębiła się u Gałganka fascynacja ciężkim sprzętem, a budowa za oknem sprzyja tej wielkiej miłości. Dzień rozpoczyna od sprawdzenia, czy dźwig za oknem już pracuje, czy przyjechała betoniarka, ciężarówka, koparka i spychacz. A ja w tym czasie mogę szybko wskoczyć w spodnie i podmalować oko. Po żłobku obowiązkowa stała się też wizyta w okolicach wspomnianej wyżej budowy, tym bardziej, że pogoda nas rozpieszcza i jest ciepło.
Nadal też wśród faworytów do zabawy są książeczki. Zbiór Igiego z każdym miesiącem powiększa się o kilka pozycji, a on cały czas niezmordowany czyta każdą po kilka razy. Za to ja modlę się, aby ta miłość została mu do końca życia. Mogę też pochwalić synka, ponieważ do tej pory nie rozerwał ani jednej kartki z książek (wyssał szacunek z mlekiem matki?).
Bardzo chętnie układa wieże z klocków - zarówno tych większych, gumowych, jak i malutkich. W ciągu ostatnich kilku dni urosły one z trzech elementów do ośmiu! Zaczyna też odróżniać kształty i kolory, więc teraz potrafi się bawić sorterem bez wsparcia rodziców. Igi w ogóle coraz więcej bawi się sam i wcale nas do tego nie potrzebuje.
W ostatnim czasie słownictwo Igiego ewidentnie się wzbogaciło. Zawsze dużo gadał po swojemu, ale teraz naprawdę wszystko rozumie, co się do niego mówi, potrafi wskazać niemal wszystko, o co się go zapyta, a do tego co chwilę uczy się nowych słów. Przede wszystkim są te dla nas najmilsze, czyli świadome tata i mama. Uczucie, kiedy po raz pierwszy słyszy się te słowa od własnego dziecka, jest bezcenne i niepowtarzalne. Zresztą kolejne razy są takie same, przywołują ogromną falę miłości. Poza tym naśladuje wilka, małpę, psa, kota, mysz, natomiast nadal jest cisza, kiedy pytam Jak robi krowa czy owca. Za oknem pokazuje dźwi (dźwig), na ulicy jeździ au (autobus), baa (koparka), chętnie je ban/m (banan. Ulubionymi słowami są tam i bam, które oprócz znaczeń dosłownych mogą być w słowniku Igiego słówkiem odpowiednio tak i betoniarką. Tak jak baba oznacza zarówno babcię, jak i babkę z piasku, foremkę do robienia babeczek. Ostatnio nieśmiało pojawia się dada (dziadzia), co pewnie jest efektem dwóch weekendów spędzonych u dziadków. Potrafi zrobić Warzyła sroczka kaszkę, chociaż czasami brakuje mu cierpliwości w zaginaniu kolejnych paluszków i już odfruwa.
Powoli Gałganek oswaja się z nocnikiem. Jako że jest ruchliwy, to nie potrafi za długo na nim usiedzieć, ale nie boi się go. Jak zrobi kupę to mówi ba, ba (fe,fe), pokazuje na pieluchę i prowadzi mnie do łazienki lub do sypialni (tam go przebieram), a w żłobku panią do przewijaka. Także jesteśmy blisko celu, ale jeszcze chwilę nam zajmie zanim Igi zawoła zanim zrobi coś do pieluszki. Kilka dni temu był ten pierwszy raz, a co dalej, zobaczymy.
Mam fantastyczne dziecko i zakończę na tym mój wpis, żeby was nie zanudzać, bo mogłabym pisać i pisać.
Komentarze
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi przemyśleniami na temat wpisu. Dziękuję za komentarz:)