Książka dzieciństwa - opowiada Krzysztof Bochus

Każdy z nas wraca do książek z dzieciństwa. Od stycznia 2019 na blogu Rudym spojrzeniem pisarze opowiadają, jakie książki czytali w dzieciństwie. Jesteście ciekawi, jakie lektury inspirowały osoby, które teraz same piszą dla innych. Dzisiaj kilka słów dla Was napisał Krzysztof Bochus - autor rewelacyjnej trylogii z Christianem Abellem w roli głównej. O Czarnym manuskrypcieMartwym błękicie i Szkarłatnej głębi możecie przeczytać blogu, a już niedługo również o najnowszej powieści  - Listy Lucyfera. Jak lektury z dzieciństwa wpłynęły na twórczość Krzysztofa Bochusa? 





Od Pana Samochodzika do Adama Berga i radcy Abella

Wychowywałem się w małym miasteczku na Pomorzu. Kwidzyn był wtedy całym moim ówczesnym światem, a jedną z głównych atrakcji i przyjemności wieku szczenięcego było właśnie czytanie książek. Pierwszą nagrodą, którą zdobyłem w swoim życiu, był dyplom za przeczytanie w ciągu roku szkolnego 103 (sic!) książeczek, chyba w III klasie podstawówki.  Poza sportem to lektury wypełniały cały mój wolny czas. Czytelnikiem byłem namiętnym, moja miłość do książek była bezwarunkowa i przypominająca uzależnienie. Potrafiłem czytać nawet przy świetle latarki pod kołdrą, aby poznać puentę czy ciąg dalszy jakiejś sceny.  

Pierwszym odkryciem literackim była seria Alfreda Szklarskiego o Tomku Wilimowskim. Podróżowałem wraz z nim po czarnym ladzie i krainie kangurów, śledziłem z wypiekami na twarzy jego podróże  po egzotycznym dla mnie świecie Indian i łowców głów, przeżywałem potyczki ze złymi ludźmi na wszystkich kontynentach. Oczywiście, oczami wyobraźni widziałem siebie w roli Tomka, w pełni utożsamiałem się z tą postacią. Trzeba pamiętać, że to były zupełnie inne czasy niż obecnie. 

W latach 60. i 70. ub. stulecia Polska Ludowa była krajem stosunkowo zamkniętym, a o wyprawie do takiej na przykład Australii, można było tylko pomarzyć. Nie było jeszcze Google΄a, dzięki któremu można zajrzeć w każdy zakątek kuli ziemskiej. Książki Szklarskiego wypełniały tę lukę. W jakimś sensie były substytutem dzisiejszych podróży, przybliżały świat. Abstrahując od wątków fabularnych,  pełniły także ważną rolę poznawczą. Wraz z Tomkiem Wilimowskim poznawałem zwyczaje tubylców, tropiłem yeti czy obserwowałem niezwykłe zwierzęta takie jak pancerniki czy kolczatki. Myślę, że to peregrynacje Tomka po świecie rozbudziły we mnie ciekawość świata. I to dzięki nim moją pasją do dzisiaj są dalekie podróże.




O ile dzięki książkom Szklarskiego odkryłem w sobie pasję podróżniczą, o tyle Zbigniew Nienacki rozbudził we mnie zainteresowanie historią.  W jakim sensie to on uczynił ze mnie kilkadziesiąt lat później pisarza. Jak wielu moich rówieśników byłem zaprzysięgłym fanem Pana Samochodzika i pomagających mu chłopaków. Przypomnę, że bohaterem tej serii jest pan Tomasz, najpierw dziennikarz, a następnie kolejno: historyk sztuki, pracownik muzeum, wreszcie detektyw z Departamentu Muzeów i Ochrony Zabytków w Ministerstwie Kultury i Sztuki. 

Był idealnym materiałem na idola: elegancki erudyta poruszający się unikatowym i budzącym podziw autem, miewający romanse z dorosłymi kobietami, czarujący ogromną wiedzą historyczną. Jak takiego nie polubić, mając na podorędziu tylko rozklekotany rower i jeden krzyżacki zamek w pobliżu! Pan Samochodzik specjalizował się w poszukiwaniu zaginionych artefaktów: zagrabionych podczas wojny dzieł sztuki, skarbu templariuszy czy  pamiętnika hitlerowskiego zbrodniarza. Przywoływał w swoich książkach wątki rozpalające moją wyobraźnię: tajemnice Bursztynowej Komnaty czy zakonu różokrzyżowców.

Moją ulubioną książka z tej serii był „Pan Samochodzik i templariusze”. Czytałem ją wiele razy, podobnie jak książki Karola Maya, ale to już zupełnie inna historia na inną okazję…Niestety, te książki gdzieś mi przepadły. Ocalała tylko „Księga strachów’, wydana w 1967 roku i jakimiś cudem odnaleziona na strychu.

Te fascynacje na pewno, mniej czy bardziej podświadomie, na pewno odnajdziecie na kartach moich powieści. Oczywiście, radca Abell z mojej pomorskiej serii  czy redaktor Adam Berg  z „Listy Lucyfera” to zdecydowanie postacie ze świata dorosłych.  Są zanurzeni po szyję w mrocznej, często odrażającej doczesności, pełnej gwałtu, zdrady i przemocy. Myślę jednak , że wszyscy oni posiadają pewna cechę wspólną: ocalili w sobie coś z małego chłopca i rozumieją, że historia nadal rzuca swój długi cień na współczesnych. 

Po latach odkryłem, że Nienacki dość niefrasobliwie podchodził do przywoływanych faktów, dat czy nazwisk. Na pewno nie znał pojęcia drobiazgowego i rzetelnego researchu, który zajmuje dzisiejszym pisarzom tak dużo czasu i atłasu. Nie zmniejsza to jednak mojego podziwu dla człowieka, który zaludnił moją młodzieńczą wyobraźnię dziesiątkami niezapomnianych postaci, które do dzisiaj siedzą na moim ramieniu i cicho mrucząc, przyglądają się, jak piszę swoje książki…



Krzysztof Bochus

Komentarze

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Obserwuj mnie na Instagramie