Wyspa Tokio – Natsuo Kirino
Samotna wyspa na środku oceanu. Trzydziestu jeden młodych mężczyzn i jedna kobieta. Oto targany namiętnościami świat, którym rządzi pragnienie władzy.
Te słowa możemy przeczytać na okładce Wyspy Tokio wydanej
przez Wydawnictwo Sonia Draga.
Zapowiedź niezwykle zachęcająca, więc bez zastanowienia po nią sięgnęłam tuż po tym, jak wyszłam z biblioteki. W głowie miałam Władcę much - jedną z tych książek, które dotyczy przetrwania na bezludnej wyspie, a która pozostaje w myślach do końca życia. Być może, powinnam o niej zapomnieć, rozpoczynając Wyspę Tokio.
Pierwsze strony wywołały u mnie naglącą niecierpliwość i
pytanie: Kiedy coś się zacznie dziać? To nie znaczy, że początek jest nudny.
Zapowiada, że obserwacja zachowania wyrzuconych na wyspę ludzi, będzie
interesująca. Ciągle jednak czekałam na coś. I przyznam szczerze nie doczekałam
się.
Owszem mamy tutaj kobietę, w średnim wieku, która wzbudza
zainteresowanie pozostałych mężczyzn i w pewnym momencie zaczyna mieć obsesję
na swoim punkcie i seksu. Wydawałoby się, że można wokół takiej postaci
stworzyć całą plejadę ciekawych, być może szokujących wydarzeń, ale tak
naprawdę Kiyoko Yutaka jest płaska i dość bezbarwna.
Postacią, która wzbudziła moje największe zainteresowanie
jest wyrzucony poza nawias wyspiarskiej społeczności Watanabe. Niekoniecznie
zyskał moją sympatię, bo jest bohaterem raczej odrażającym, samolubnym,
egoistycznym i skłonnym do przemocy. On jako jedyny potrafi „bawić” się swoją
obecnością na wyspie i radzić sobie w pojedynkę.
Być może nie zrozumiałam intencji Natsuo Kirino, nie
odkryłam, co chciała przekazać w Wyspie Tokio. Czytaliście? Jakie są wasze
wrażenia?
Wpis bierze udział w wyzwaniach: Historia z trupem i Biblioteczne IV.
Komentarze
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi przemyśleniami na temat wpisu. Dziękuję za komentarz:)