Małe życie – Hanya Yanagihara
To jedna z bardziej wykańczających lektur, jakie miałam okazję do tej pory czytać. Małe życie to
ponad osiemset stron, które fundują emocjonalną huśtawkę. Hanya Yanagihara stworzyła bowiem
powieść, od której po setnej stronie czytelnik nie jest się w stanie oderwać. I tak się męczy…
Od momentu, kiedy Wydawnictwo W.A.B. wydało Małe życie śledziłam recenzje i opinie na jej temat.
Większość była zdecydowanie pozytywna, chociaż zdarzały się i słowa krytyki. Postanowiłam sama się
przekonać, co to za historia.
JB, Malcolm, Jude i Willem to czwórka przyjaciół, która poznaje się w college’u, a następnie
przeprowadza się do Nowego Jorku, aby tutaj realizować swoje marzenia. Każdy z nich jest inny,
każdy jest swego rodzaju indywidualistą, każdy ma swoje tajemnice i ambicje. JB to artysta
poszukujący swojej drogi, Malcolm niezdecydowany architekt, Willem początkujący aktor i Jude
skupiony na prawie chłopak. Jak potoczą się ich losy? Czy osiągną wyznaczone cele? Jakie tak
naprawdę one są?
Małe życie to opowieść przede wszystkim o męskiej przyjaźni. O jej sile, trudnościach i jej
skomplikowanych aspektach. To historia o poznawaniu drugiego człowieka, wspieraniu go,
niesamowitym poświęceniu, złości, miłości i zazdrości. O tym, jakie oblicza może przybrać przyjaźń,
czym może się stać, jak może wyzwalać i niszczyć, jakie emocje wywoływać i jak się jej uczyć. Jakie
wyzwania stawia przed drugim człowiekiem, jak może uzależniać, jak zmieniać świat człowieka i jak
go burzyć.
Cała sztuka z przyjaźnią polega na tym, żeby znaleźć ludzi lepszych od siebie, nie inteligentniejszych, nie bardziej cool, ale lepszych, serdeczniejszych i bardziej wybaczających, a potem szanować ich za to, czego mogą cię nauczyć, i słuchać ich, gdy mówią ci coś o tobie samym, choćby i najgorszego… albo i najlepszego, to się zdarza; i ufać im, co jest najtrudniejsze ze wszystkiego. Ale też i najlepsze.
Ta powieść pokazuje, jak bardzo można człowieka złamać, jak bardzo go skrzywdzić. Jak trudne
dzieciństwo może skomplikować wiarę w życie, w innych ludzi. Jak trudno pojąć wówczas szczęście i
pozwolić sobie na jego odczuwanie. Jak trudno pozwolić sobie na przyjęcie pomocy i jak bardzo
można sabotować swoje własne dorosłe życie.
[…] nie ma terminu ważności na potrzebę pomocy czy potrzebę bliskości innych ludzi. To nie jest tak, że osiągamy pewien wiek i ona ustaje.
Hanya Yanagihara stworzyła powieść, która czytelnika męczy, torturuje sinusoidą emocji. Można
poczuć się, jak ktoś, kto raz jest szczęśliwy, a za chwilę niespodziewanie dostaje cios w twarz, po
którym wszystko leci na łeb na szyję w dół. Z jednej strony ukazuje okrucieństwo drugiego człowieka,
jego wyrafinowanie w zadawaniu bólu, a z drugiej ogromną siłę miłości i przyjaźni.
To niewątpliwie
poruszająca, smutna historia, podczas której wiele myśli kłębi się w głowie, po której nie można
zasnąć.
Czy jest przerysowana? Nawet jeśli, to zupełnie tego tak nie odebrałam. Czytając ją czułam się jak
rozchwiany emocjonalnie czytelnik, co doskonale oddaje zawirowania emocjonalne, które mają
miejsce w tej książce. To lektura, która kończy się łzami.
Polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi przemyśleniami na temat wpisu. Dziękuję za komentarz:)