Klaśnięcie jednej dłoni – Richard Flanagan
Richard Flanagan to autor, którego podsunął mi mąż. Po
Ścieżkach północy w naszym domu pojawiło się Klaśnięcie jednej dłoni. Jak ta
pierwsza jest bardzo dobra, tak ta jest jeszcze lepsza, bardziej poruszająca.
Autor rozpoczyna od sceny, w której pokazuje kobietę
odchodzącą w ciemność gwałtownej śnieżycy. Być może nie byłoby w tym nic tak
mocno dramatycznego, gdyby nie fakt, że Maria Buloh opuszcza tym samym bez
słowa pożegnania męża i trzyletnią córkę Sonję. Dlaczego odchodzi? Dokąd? Te pytania,
będą powracać niemal do końca powieści – często niewypowiedziane wprost, ale
krążące wokół bohaterów. To odejście ukształtowało bowiem życie dziewczynki i
jej ojca.
Samotny mężczyzna z małym dzieckiem w zagubionej w głuszy
osadzie Butlers Gorge to już może wskazywać, że albo relacje między nimi będą
bardzo dobre i zobaczymy wspierającą się rodzinę, albo będzie źle. Autor wybrał trudniejszą
drogę, ale nie banalną.
Bojan, pomimo wielkich chęci, nie potrafi poradzić sobie z
odejściem żony. I nie tylko z tym. Jest on
słoweńskim imigrantem, który uciekł do Australii przed tym, co niosła ze sobą
druga wojna światowa. Koszmary z przeszłości ciągle ma w głowie i nie dają mu
spokoju.
To bicie było niewyobrażalną próbą kontaktu, boleśnie wymownym wysiłkiem odnalezienia więzi poprzez brutalne nadawanie wyrazu temu wszystkiemu, co czuł. Ale są dobre i złe sposoby wyrażania bólu, jego zaś sposób potęgował ich wspólne katusze.
Życie Sonji i Bojana poznajemy dwutorowo – z jednej strony
mamy opowieść dorosłej już kobiety, która uciekła do Sydney, z drugiej
samotnego mężczyzny. To historia intymna, chociaż nie ma tutaj narratora w
pierwszej osobie. Mamy dostęp do myśli i uczuć bohaterów, przez co ta książka
nabiera niezwykłej mocy i porusza. A ich relacja staje się jeszcze trudniejsza
i bardziej skomplikowana niż wydawałoby się na początku.
Po wielu latach Sonja nieoczekiwanie powraca do Tasmanii,
odnajduje ojca. Czy to spotkanie oczyści ich, przyniesie zrozumienie, czy tylko
ból? A może wszystko po trochu? Czy
spełnią się ich marzenia?
Przeszłość nie wytycza przeznaczenia, a możliwości tworzymy sobie tak samo jak prowadzimy samochód: albo powoli, nic nie ryzykując i niczego wartościowego przy tym nie osiągając, albo szybko, a wtedy liczy się tylko to, co jest przed nami, a to, co zostaje za nami, przestaje mieć znaczenie.
Klaśnięcie jednej dłoni to jednak również historia
uchodźców, uciekinierów z krajów prześladowanych przemocą. To próba zbudowania
nowego domu, oswojenie ogromnej tęsknoty za bliskimi, którzy zostali i za
miejscem, które kochali.
W pokrytych rdzą przepastnych czeluściach przepracował rok z Niemcami i Polakami, Ukraińcami, Litwinami i Białorusinami, z Bułgarami, Węgrami i współbraćmi Czechami, a wszyscy, nawet awanturnicy marzyli tylko o zwykłym kraju, o świecie, który wydawałby się mniej bezkresny, mniej zapalny, bardziej zrozumiały, łatwiejszy do ogarnięcia przez niewielką kluchę szarej masy zamkniętą w kruchej ludzkiej czaszce.
Ci ludzi marzyli o spokoju, o życiu bez wojen, prześladowań,
okupacji, niszczenia domów, brutalnych scen każdego dnia i przemocy. Czy
budowanie od nowa wszystkiego było dla tych ludzi proste? Historia Bojana i
Sonji pokazuje jak wiele wysiłku potrzeba, aby po takich przejściach stworzyć
nowy dom. Jak często jest to wysiłek ponad możliwości przeciętnego człowieka. Bo i warunki przeważnie były surowe, a praca
bardzo ciężka.
Richard Flanagan posługuje się słowami w sposób, od którego
czytelnikowi przechodzą ciarki. Posługuje się takim językiem literackim, że to
ogromna przyjemność czytać jego książki (tłumaczenie Robert Sudół), a z drugiej
strony opisuje daną rzeczywistość w sposób jednocześnie subtelny i tak mocny,
że aż boli, jak się to czyta. Klaśnięcie jednej dłoni to niesamowita uczta
nawet dla wyrafinowanego znawcy. Nie bez powodu otrzymał Nagrodę Bookera.
Komentarze
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi przemyśleniami na temat wpisu. Dziękuję za komentarz:)