Pierwsza na liście – Magdalena Witkiewicz
Bardzo sceptycznie podchodzę do tak zwanej literatury
kobiecej. Przeważnie czuję, że tracę przy niej czas, zamiast wykorzystać go na
bardziej ambitne lektury. Dlatego rzadko sięgam po tego typu książki. Pierwsza
na liście trafiła do mnie przypadkiem i rozczarowała mnie… Pozytywnie!
Pierwsze strony nie przyniosły może spektakularnej miłości,
jednak systematycznie i dość szybko książka mnie wciągnęła, zafascynowała tak,
że nie mogłam się od niej oderwać. Zaczyna się niepozornie, pewna dziewczyna
puka do drzwi nieznajomej kobiety w Warszawie. Ma jej do przekazania wiadomość,
że jest pierwsza na liście. Jednak drzwi zostają zamknięte przed jej nosem i
Karolina odchodzi. To krótkie spotkanie jednak bardzo zmieni życie lokatorki mieszkania.
Staje się ono początkiem opowieści o trudnej przyjaźni dwóch
kobiet, o miłości i tym, co w życiu jest najważniejsze.
To, co podoba mi się w tej książce, to brak zbędnych sentymentów, ckliwej
romantyki, naciąganych wydarzeń. Miejsce wydarzenia – w większości Trójmiasto. Otoczenie,
które znam i kojarzę z własnego doświadczenia sprawiło, że przyjemniej mi się
czytało. Styl pisania Magdaleny Witkiewicz zdecydowanie przypadł mi do gustu i
pozwalał z łatwością pochłaniać kolejne strony.
Jednak to, co ujęło mnie najbardziej to historia, a wraz z
nią i wiedza skierowana do zwykłego śmiertelnika. Wiedza niezwykle ważna, która
może uratować komuś życie. Autorka bowiem porusza kwestię choroby nowotworowej,
w tym przypadku białaczki. A także mówi o oswajaniu śmierci.
- Różo… - zapytałam, gdy wróciłyśmy. – Jak to się stało, że nauczyłaś się oswajać śmierć?- A dlaczego myślisz, że ja to potrafię? Czy w ogóle ktoś może się tego nauczyć?
Magdalena Witkiewicz ukazuje nie tylko wzruszającą walkę o
szczęście i życie, podjętą przez chorą oraz jej rodzinę. Odsłania i przedstawia
mechanizmy, jak i procesy działające w przypadku zgłoszenia się do bazy jako dawca
szpiku. Demaskuje mity, obnaża stereotypy i przekazuje rzetelną wiedzę. Ile osób
zapisało się do bazy w ramach młodzieńczego zrywu? Ile zrezygnowało, kiedy
nadszedł dzień podjęcia rzeczywistej decyzji odnośnie oddania szpiku dla
chorej osoby? Ile osób czeka na swego tzw. bliźniaka?
Myślałam o tej „kobiecie z Polski”, której w prezencie daję życie. Dla mnie to tylko kilkanaście zastrzyków, kilka godzin pod kroplówką. A dla niej całe życie.
Przede wszystkim jednak Magdalena Witkiewicz pokazuje proces
również ze strony dawcy. Jego wątpliwości, rady bliskich i przestarzałą wiedzę
na ten temat. Oddać szpik można po określonych badaniach potwierdzających zgodność i nie wiąże się to z ryzykiem lub uszczerbkiem zdrowia oraz spędzeniem wielu dni w szpitalu. Zabieg bardziej przypomina
pobranie krwi niż operację.
Pierwsza na liście zachwyciła mnie właśnie tym, jak
umiejętnie w dramatyczną historię przyjaźni dwóch kobiet zostaje wpleciona
wiedza, która może komuś uratować życie.
Korzystając z okazji, zachęcam również do wsparcia koleżanki mojego Gałganka, która dzielnie walczy z wredną odmianą białaczki.
Komentarze
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi przemyśleniami na temat wpisu. Dziękuję za komentarz:)