Metro 2035 - Dmitry Glukhovsky
Metro 2035 to ostatni tom trylogii. Wyczekiwany przez prawie dziesięć lat przyniósł finał historii znanej z Metro 2033, Metro 2034.
Czy warto było tyle czekać?
Artem nie doszedł do siebie po usunięciu
czarnych. Czuje, ze popełniony został błąd, a nowa rasa, która tak mocno
przeraziła żyjących w podziemiach ludzi, mogła dać nadzieję na życie na
powierzchni. Małżeństwo z Anna również nie układa się tak jak powinno. Dlatego
Artem rusza w drogę.
Powrót do przygód młodego bohatera z Metro
2033 to moim zdaniem bardzo dobry pomysł. Cały czas zastanawiałam się, co
dalej? A i wiele pytań, które zrodziły się w głowie po jej lekturze nie
znalazły odpowiedzi w Metro 2034.
Jednak przez ponad połowę książki niewiele się działo
i zaczynałam wątpić, czy kontynuowanie czytanie jest dobrym pomysłem i czy nie tracę przy
tym czasu. Z każdą kolejną kartką postanawiałam dać jej jeszcze szansę.
Warto było. Tuż po przekroczeniu dość nudnej połowy okazało się, że powoli wszystkie z pozoru nieistotne wydarzenia, rozmowy nabierają
nowego znaczenia i zaczynają wyjaśniać całą sytuację. Akcja nabiera tempa, następują
nieoczekiwane zwroty akcji i dotychczasowa nuda znika.
To właśnie w tym momencie i raz
po przeczytaniu całości wyraźnie widać, że autor dokładnie wszystko przemyślał
i zaplanował. Być może nie na takim poziomie, jak przy pierwszej części (która
moim zdaniem jest dopieszczona pod każdym względem), ale jednak trzeba oddać Glukhovskiemu,
że Metro 2035 reprezentuje wyższy poziom fantastyki.
To, co jednak może potencjalnego czytelnika
odstraszyć, to ten ciągnący się początek.
Wpis bierze udział w wyzwaniach: Czytamy fantastykę V.
Wpis bierze udział w wyzwaniach: Czytamy fantastykę V.
Komentarze
Prześlij komentarz
Podziel się swoimi przemyśleniami na temat wpisu. Dziękuję za komentarz:)